Tapas

Bardzo ciekawe miejsca na mapie Krakowa. Czy restauracja ? Raczej bistro ale godne polecenia ze względu na bardzo smaczne jedzenie. Obsługa bardzo mila i posiadająca wiedzę na temat tego co jest w karcie i ile czasu zajmuje przygotowanie dań. Na pewno jeszcze odwiedzimy Was.

Jesteśmy tu kolejny raz, bardzo dobre jedzenie, szybko podane. Miła i profesjonalna obsługa, było bardzo dużo ludzi mimo to nie czekaliśmy długo na dania. Krewetki raczej jako przystawka - pyszne. Za to zupa fasolowa z kaszanką to już sztos. Polecam!

Super atmosfera, bardzo dobre jedzenie. Rewelacyjny wystrój chociaż samo wyjście do lokalu nie powala. Idealne miejsc na obiad, przyjęcie czy konferencje. Polecam.

Porcje małe, ceny wysokie - 38 zł za 5 (szt) krewetek gambas con tomaco. Zamówione wino bezalkoholowe - miało nie więcej niż 80 ml a deklarowane 125 ml w karcie. Ponadto karty menu utłuszczone, brudne.

Jest mi niezwykle przykro... uwielbiałam tę restaurację ale przed pandemią. Niestety to co dzisiaj zastałam było bardzo smutne.Bardzo małe menu - hamburger panko nie bardzo ma cokolwiek wspólnego z Hiszpanią (wcześniej były hamburgery z croqiewtów).., brak sangria ( brak koncesji?) a była na prawdę pyszna. Do tego Pani która nas obsługiwała uważam, że nie była stosownie ubrana a do tego na prawdę bardzo mało przyjemna.. byliśmy tam kilka dobrych razy, ale niestety nie wrócimy... Podczas naszej wizyty bardzo wiele osób podchodziło do menu na szybie ale niestety wszyscy odchodzili zawiedzeni..

Moja pierwsza wizyta w restauracji „Mi Casa” to katastrofa. Jedzenie fatalne. Właściciele powinni naprawdę zastanowić się nad poważnymi zmianami, bo inaczej lokal nie ma przed sobą przyszłości. A ja z pewnością nigdy tam nie wrócę, jeśli w sposób zdecydowany nie poprawi jakości posiłków. Była niedziele, godz. 18:00, a restauracja była pusta, co mnie i mojej przyjaciółce wydało się - całkiem słusznie- podejrzane. Co mi się podobało? Wystrój był ok. Miła muzyka. Pan kelner sympatyczny, cichy, ale sprawiał wrażenie, jakby najchętniej zapadł się pod ziemię, przynosząc nam kolejne dania. No i ta kraciasta koszula. Białej nie było? Zamówiliśmy dania i napoje. Białe wino dostaliśmy zbyt ciepłe. Potem czekadełka, po dwie kromki bagietki z odrobiną pomidorowej salsy. Salsa była ok, kromki bagietek miękkie, bez chrupiącej skórki, o konsystencji leżącej pół dnia w piekarni bułki wrocławskiej. Te kromki towarzyszyły mi także przy zielonych oliwkach z czosnkiem i pietruszką (czosnek i pietruszka niewidoczne), a także położono na nie smażoną kaszankę z karmelizowaną cebulą i kozim serem. Lubię kaszankę. Plastry smażonej kaszanki na tostach z dodatkami byłyby super. Dostałem breję, nie była zła, przyznaję, że śladowymi ilościami cebuli i sera na tych samych miękkich kromkach, więc porażka. Patatas bravas mojej przyjaciółki chyba przeleżały w wodzie pół dnia, były rozmiękłe, letnie, a na patelni spędziły chyba kilka sekund, bo nawet się nie przypiekły. Salsa mojo rojo dobra. Polędwiczki wieprzowe upieczone wcześniej, pokrojone na plastry, odgrzane chyba w mikrofali, suche, fabada kompletnie niedoprawiona, a w niej trzy małe plasterki chorizo, zaś pieczona papryka to były kawałki… ciepłego warzywa. Paella wege podobnie. To było coś na kształt risotto ze świeżym awokado i kawałkami ciepłych warzyw, które pewnie spędziły chwilę w piecu i nie były gotowane razem z ryżem. Absolutnie niedoprawione. Do tego każde danie udekorowane zwiędłymi listkami rukoli. I na koniec krem kataloński, z truskawką i borówkami, odrobinę przypalony z wierzchu, a w środku… Wiem, jaki powinien być krem kataloński. Masa powinna być zwarta, gładka, stężała, ale delikatna, jak crème brulee czy flan. Tutaj krem sprawiał wrażenie, jakby się zważył (opinia mojej przyjaciółki), albo masa z jajek z jakimiś grudami przez zaledwie minutę była w piekarniku (moja opinia). Spróbowaliśmy odrobinę końcem łyżki i odstawiliśmy. Ta kolacja to była katastrofa. Zupełnie nie wiem, skąd te wcześniejsze oceny. Jedzenie było złe i jeśli się nie poprawi, lokal z pewnością niebawem zniknie z kulinarnej mapy Gdyni.

Jakiś czas temu wraz ze znajomą chciałyśmy usiąść około godziny 22:00 na jedną lampkę wina. Początkowo poszłyśmy na ogródek z którego od razu zostałyśmy przegonione na ogródek przy drodze, bo na ten było już za późno. Okej całkiem zrozumiałe. Po udaniu się na ogródek przy ulicy w którym przy stolikach siedziało mnóstwo osób wybrałyśmy jeden wolny stolik dla siebie. Po 5 minutach jednak znowu przychodzi inny Pan z obsługi i mówi, że nie możemy tu siedzieć bo jest za późno i zaprasza do środka(mimo, że para obok nas domawiała dla siebie kolejne lampki wina i nie stanowiło to problemu). Ale miarka się przebrała kiedy po wejściu do środka niezadowolony Pan ostentacyjnie spojrzał na zegarek i oznajmił, że jedzenia już na pewno nie dostaniemy, ewentualnie może jakieś wino. Oczywiście dało się odczuć aluzje, iż mamy po prostu wyjść z lokalu. Wystarczyło od razu powiedzieć, iż nie chcecie więcej osób przed zamknięciem, a nie odsyłać nas z miejsca na miejsce i to w niekulturalny sposób. Bardzo przykra sprawa, naszym zamiarem było wypicie dosłownie jednej lampki wina, ale jak widać to za dużo.

Super klimat świąteczny utworzony przez śliczne dekoracje. Przystawki z lady pyszne, idealne do dzbanka białej sangrii. Niestety ciepłych dań nie można było spróbować że względu na awarię kuchni, ale może tym lepiej, bo z jeszcze milszą chęcią wrócę do Bilbao spróbować czegoś z dań ciepłych.

Pyszne jedzenie i napoje. Duże porcje. Wszystko świeże i pięknie podane. Zamówiliśmy bajgle,sałatkę cezar i gofra na słono, wszystko było świeżutkie i apetyczne. Lemoniady bardzo smaczne, kawka ok, obsługa miła. Polecamy. Ja na pewno przy jakieś okazji wrócę.

Niestety jestem na nie. Ceny z kosmosu jak na tak mikroskopijne porcje. Patatas Bravas w cenie 17 PLN to nic innego jak 5 a'la frytek (szczerze mówiąc dawno nie byłam tak zszokowana i zawiedziona jednocześnie). Niedawno wróciliśmy z Hiszpanii i spodziewaliśmy się, że znajdziemy namiastkę hiszpańskiego klimatu w Poznaniu, niestety bardzo się myliliśmy i na pewno tutaj już nie wrócimy. Dla porównania zdjęcie jak wygląda porcja tapas w Hiszpanii w cenie 4.50€, a jak wygląda porcja tapas w Que Pasa Tapas Poznań w cenie 17 PLN... Szkoda, bo lokal zapowiadał się obiecująco.