MONO Pâtisserie & Bistro w Bielsku-Białej

Spore rozczarowanie - pomidory w Burracie z pleśnią. Kucharz nie przyjął uwagi i stwierdził, że pomidory były trzymane cały dzień w chłodni. Tutaj dobrze jest zaznaczyć, że pomidorów nie należy trzymać w chłodzie - tracą swoje walory smakowe. Szkoda bo miejsce piękne, desery mają pyszne ale na jedzenie już tutaj nie przyjdę. Pani z obsługi miła i uprzejma - tutaj nie mam zarzutów.

Bardzo ciekawe miejsce na mapie BB. Kawa pyszna, bajgiel z jajkiemij awokado w porządku, ale nic nadzwyczajnego, odrobinę mało doprawiony.Obsługa bardzo miła, piękne wnętrze.

Odwiedziłem restaurację Mono niedawno i było to przyjemne doświadczenie! Jedzenie było bardzo dobre, obsługa bardzo miła, a wnętrze naprawdę piękne.smaki były ciekawe, a prezentacja dań ciekawa. Wybór dań był szeroki, co sprawiło, że każdy znalazł coś dla siebie.Obsługa była przyjazna i profesjonalna, czułem się naprawdę doceniany jako klient.Wnętrze restauracji było urokliwe i eleganckie, idealne na romantyczną kolację lub spotkanie ze znajomymi.Mono to prawdziwa perełka wśród restauracji. Gorąco polecam to miejsce i na pewno tam wrócę!

Cudowny wystrój, przepyszne śniadanie, bardzo miła obsługa. Byliśmy bardzo zadowoleni, oby więcej takich miejsc! :)

Lokal bardzo gustowny, obsługa bardzo miła i profesjonalna, śniadanie zostało nam podane w białych, bawełnianych rękawiczkach. Nasza szakszuka była wyśmienita, do tego pyszny chleb własnego wypieku i masełko poezja. Wrócimy spróbować innych dań, w stu procentach polecamy!!

Naprawdę nie mam problemu, żeby za śniadanie zapłacić 35zł jeśli za tym idzie oprócz smaku ilość, żebym nie musiała wychodzić głodna , niestety po tym „sytym” sniadaniu dojadywalam jeszcze chleb po dziecku. Brakowało mi chociaż jakieś sałatki do tego.

Generalnie najlepsza restauracja w Bielsku bez dwóch zdań się zakochałem , jakość składników, świeżość i smak nieporównywalne widać że po prostu ktoś zna się na robocie i robi to po prostu znakomicie, kolega w branży gastro 19 lat ja 10 i myślałem że mało co może nas jeszcze pozytywnie zaskoczyć. Ceny dość grube ale za takie cuda warto z czystym sercem.Oby tak dalej ❤️❤️

Odwiedziliśmy Mono w ramach restourant week. Plusem były różnorodne dania i miła obsługa. Jednak w porównaniu z innymi restauracjami niezbyt dobrym rozwiązaniem jest sadzanie wszystkich ludzi obok siebie jakby siedziało się w grupie. Nie dawało to przestrzeni w jedzeniu i rozmowach. Co do obsługi Panie były kompetentne i uśmiechnięte jednak wydaje mi się że było ich za mało. Posiłki rozdawała jedna Pani a zbierały dwie.Ciekawa restauracja ale zdecydowanie nie w moim guście mimo to cieszę się że mogłam ja odwiedzić.

Czemu 2/5? No to po kolei… Nie rozumiem po co (oprócz wiszącego nad głowa bankructwa do którego jeszcze nie chce się przyznać) na siłę trzymać w karcie dania których nie można przygotować ze świeżych produktów. Po pięknym wystroju widać, że plan (a może raczej kaprys?) był ambitny i pewnie na początku były świeże produkty (z którymi w Bielsku nie ma problemu) ale najwyraźniej tak już nie jest. Mrożone maleńkie przegrzebki, które ledwo widać na talerzu zamiast pachnieć morzem to pachniały zamrażarką i mimo bardzo dobrych dodatków niesmak pozostał. Paluszki z ryby dla dzieci twarde niesmaczne i ze ścinek których nie powinno się do tego używać a pure tłuste aż się świeciło. Przejdźmy do zupy. A nie, o zupie zapomnieli. Gdzieś zaginęła w niezwykle złożonym systemie komunikacji miedzy obsługa a kuchnią…Miałem ochotę na mule ale po informacji, że są mrożone nie chciałem nawet próbować. Oczywiście trzeba pytać bo inaczej płacisz jak za świeże nad morzem śródziemnym a dostajesz ładnie podany wór mrożonek z marketu. Zamiast tego poleciał „Sznycel”, który koło sznycla nawet nie leżał a osoba odpowiedzialna za przygotowanie chyba prawdziwego ani nie widziała ani nie jadła, a jak jest inaczej i nie umie rozklepać i usmażyć kawałka mięsa to niech idzie do Maćka - tam umiejętności nie trzeba żadnych. Tych najwyraźniej brakuje bo huczna salsa z karty okazała się pokrojonym w plastry ogórkiem z cebulą. Jakże zachęcający „ziemniak z ogniska” po pierwsze już zapomniał kiedy był w tym ognisku a tortury którym został później poddany tylko pogorszyły sprawę bo z wierzchu pachniał mydlinami pomieszanym ze spalenizną - na zdjęciu widać że wygląda jak sztuczny… Deser, który jak nazwa wskazuje powinien być wizytówką miejsca był mierny, zero kreatywności, niefajna struktura a proporcje zupełnie nietrafione, szczególnie z tą kupą ciacha kruszonego na spodzie. Nie wróżę lokalowi świetlanej przyszłości w obecnym wydaniu.