Wydział Anglistyki UAM

Cieszę się że uciekłam po roku, bo zostanie tam dłużej, z nadzieja na poprawę byłoby opłakane w skutkach. Na zdalnych poziom egzaminów był nie do zdania. Jakieś 30 min na egzamin z brit lita? Z trzema długimi tekstami do przeczytania i zrobienia na ich temat mini wypracowania? Niemożliwe czasowo. Tak samo grama gdzie trzeba było odpowiadać bez zastanowienia, ledwo nadążając czytać w ogóle zdanie do uzupełnienia, bo czas po 20 sekund na pytanie. Prowadzący niektórzy bardzo sympatyczni, ale inni tragedia. Za każdy błąd czułam się wręcz napiętnowana i traktowana jak podczłowiek. Na egzaminie ustnym zapomniałam prawie jak się nazywam ze stresu i zaliczam to wydarzenie zarówno w przebiegu jak i skutkach do najbardziej żenującego i traumatycznego w moim życiu. WA was my 13th reason to anxiety neurosis

Niestety, po 3 latach studiowania, muszę przyznać, że wydział zawiódł. Jest to wydział, którego poziom egzaminów nie odzwierciedla poziomu zajęć - poziom trudności egzaminów jest większy, stąd też większość studentów w pierwszym terminie nie zdaje. Poziom organizacji również niski.Co więcej, niektórzy z wykładowców nie prowadzą zajęć zgodnie z sylabusem, a inni z nich są po prostu chamscy, rzucając niemiłymi wypowiedziami w stronę studentów.Wydział, jak i kadra zmniejszyła moje zamiłowanie do języka angielskiego, co jest przykre.Psychika po studiach tam jest również zniszczona, nie polecam.Można stwierdzić, że wydział spoczywa na laurach, będąc na szczytach rankingów, z powodu czego nie dba o to, by student został i kontynuował naukę...

Podczas rekrutacji powinno wyświetlać się ostrzeżenie, że ten wydział może powodować uszczerbek na zdrowiu i godności. Uczelnia to jedno wielkie nieporozumienie. Zaczynając od obskurnego budynku w ciągłych remontach, na niekompetentnych wykładowcach kończąc.Rozpoczynając studia nie sugerowałam się opiniami i rzeczywiście bardzo mi się podobało, ale do czasu. Bardzo szybko daje się odczuć ogromny chaos i dezorganizację. Nikt nic nie wie, od wykładowców słyszy się 3 wersje tej samej informacji, a na końcu okazuje się, że jest jeszcze inaczej. Sami wykładowcy to temat rzeka. Oczywiście, większość osób na które trafiłam to uprzejmi i rzetelni ludzie, jednak zdarzają się tacy, którzy całkowicie nie trzymają się wymagań z sylabusa, wróżą oceny z fusów i odmawiają podania feedbacku, albo wyżywają swoją frustrację na studentach. Komunikacja z niektórymi leży. Wysyłane wielokrotnie maile są olewane. Chodzenie za wykładowcami i błaganie o załatwienie czegokolwiek to norma. Nieobecność bez zwolnienia lekarskiego w uzasadnionych przypadkach - zrozumiałe, ale tym uzasadnionym przypadkiem musiałoby być chyba trzykrotne potrącenie przez tramwaj, ponieważ inne opcje nie są brane pod uwagę. Poziom wiedzy wymagany na egzaminach nie pokrywa się z poziomem na zajęciach. Już myślisz, że jesteś kozakiem, zdałeś dobrze przedmiot więc egzamin to formalność. Objection, hearsay :)) okazuje się, że jednak nic nie umiesz, twoja wiedza to iluzja. Wspomnę też o paskudnym jedzeniu w bufecie po zmianie dostawcy cateringu, którego jest mało i jest relatywnie drogie (oddajcie burgery..)Z pozytywów to bardzo doceniam dobre memy, które z tego cyrku na kółkach wychodzą. Dziekanat działa dość sprawnie i bezproblemowo. Ta jedna gwiazdka to za wykładowców, którzy rzeczywiście starają się i działają jak opatrunek (prowadzący od fonetyki i fonologii uwielbiam).Dla masochistów zdecydowanie polecam, innym polecam omijać szerokim łukiem.

Jest część wspaniałej kadry, oraz część która jest znana z tego, że studenci przez nich rzucają studia. Skończyłem licencjat i nie planuję wracać

Szkoda, że nie da się dać gwiazdek minusowych, bo ten wydział nie zasługuje nawet na jedną gwiazdkę. Prowadzący zajęcia są okropnymi ludźmi, których zachowanie zakrawa niemal o znęcanie się psychiczne nad studentami. Publiczne oczernianie i stresowanie studentów to tutaj norma. Jedynie native’i mieli normalną, ludzką postawę, reszta prowadzących to zakompleksieni wykładowcy-Polacy, którzy próbują zrobić z tego wydziału drugą medycynę albo prawo. Żeby zdać wszystkie ich starannie przygotowane zaliczenia w sposób taki, by jak najwiecej osób nie zdało i płaciło za poprawki doprowadził do załamania nerwowego niejedną osobę. Moi znajomi na prawie mieli 100 razy mniej nauki i egzaminów niż my na filologii angielskiej na tym wydziale. Nie wspominając oczywiście o tym jak bezużyteczny ten kierunek się okazał po zakończeniu studiów i żeby dostać dobrze płatną pracę musiałam i tak przekierunkować się studiując finanse. Nie polecam nikomu filologii angielskiej na WA UAM. Dodam, że problemem nie jest tu duża ilość nauki, problemem jest dążenie wydziału do niezdania przez jak największą liczbę studentów oraz przede wszystkim, poniżanie, oczernianie i traktowanie studentów bez żadnego szacunku, przez co nawet na korytarzach nierzadko widać płaczące zgaszone osoby wychodzące z tych studiów nie z dyplomem a depresją. Omijajcie szerokim łukiem WA na UAM! Może jedynie na zaocznych jest troszkę lepiej - w końcu jak płacicie to i łaskawie odrobina szacunku Wam się należy. ;)

Gdybym miał do czegoś przyrównać moje doświadczenia związane z tym wydziałem, to przyrównałbym je do wybrania się na kąpiel do jeziora. Takiego brudnego, pełnego drapieżnych ryb i z kamieniem przywiązanym do nogi.

Wcześniej miałam stany lękowe i zdarzały mi się myśli samobójcze, jednak dzięki temu wydziałowi i wspaniałej kadrze profesorskiej myśli zmieniły się w autentyczne plany.Z pozdrowieniami dla komisji z egzaminów ustnych, prowadzących których angielski był na poziomie Sylwusia z Dnia Świra oraz dla pana od fonetyki i fonologii who knows exactly who he is;)

to bardzo miłe, że cały wydział udaje, że niderlandyści nie istnieją i nie pozwala nawet na wygłoszenie krótkiego przemówienia na absolutorium o niderlandystach i ich osiągnięciach

Osobiście nawet miło wspominam, było na tych studiach parę fajnych momentów i naprawdę fajnych wykładowców, ale mimo wszystko wiele osób przypłaca je zdrowiem psychicznym. Kultura traktowania studentów bywa bardzo słaba. Oprócz naprawdę świetnych wykładowców jest też sporo takich, którzy nie liczą się ze studentami i widok kogoś znajomego płaczącego na korytarzu nieraz się zdarzał.Fakt, że poziom jest dobry, ale można by go było utrzymać przy jednocześnie bardziej przejrzystych zasadach i bez psychicznego dojeżdżania studentów.Osobiście studia ukończyłem, żyję i mam się dobrze, czyli można, ale jeśli ktoś already ma jakieś problemy ze zdrowiem psychicznym, czy jest osobą wrażliwą na poniżanie i presję, to nie róbcie sobie tego.